Pierwszy krok: akceptacja! O tym jak pogodzenie się z trądzikiem pomaga w leczeniu go

Pierwszy krok: akceptacja! O tym jak pogodzenie się z trądzikiem pomaga w leczeniu go

Poranek

Budzę się rano w całkiem dobrym humorze, przeciągam się w łóżku, ściągam z siebie kołdrę, wstaję. Stąpam leniwym krokiem do łazienki po ciepłej, drewnianej podłodze, zakładając na siebie miękki szlafrok. Promienie słońca przebijają się przez rolety zwiastując dobry, słoneczny dzień. Uśmiecham się na samą myśl wyjścia na uczelnię, zaplanowany obiad z przyjaciółką i późniejsze spotkanie w większym gronie znajomych ze studiów. Kocham słoneczne, jesienno-zimowe dni.

Idylla nie trwa długo. Wchodzę do łazienki, patrzę w lustro i to, co widzę w odbiciu rujnuje wszystko. Blada twarz pokryta czerwonymi pryszczami, które chcą wybuchnąć białą mazią. Na nosie mnóstwo czarnych, nabrzmiałych kropeczek i nawet dekolt pokrył się czerwonymi krostami.

Do oczu napływają mi łzy. Błyskawicznie łapię za przeciwtrądzikowy żel myjący i szoruję nim twarz. Po szybkim spłukaniu go lodowatą wodą próbuję jeszcze bardziej oczyścić twarz tonikiem, również przeciwtrądzikowym. Jest on tak mocno alkoholowy, że tym razem oczy robią się mokre, wcale nie ze smutku. Patrzę w lustro odnosząc wrażenie, że moja twarzy wygląda gorzej niż wcześniej. Gula w gardle robi się coraz zwiększa. Marzę o zostaniu w domu, żeby nikt nie musiał na mnie patrzeć, jednak wizja odrabiania zajęć w innym terminie uświadamia mi, że nie mogę sobie na to pozwolić. Szybko nakładam makijaż, ze specjalną uwagą na to, aby przykryć fluidem wszelkie niedoskonałości. Nawet już nie czuję sensu wybierania ubrań na dziś, co zazwyczaj sprawia mi ogromną satysfakcję. Zakładam szarą bluzę i rozciągnięte jeansy.

Wypijam kawę jednym haustem i wybiegam z domu spóźniona na tramwaj, z uczuciem obrzydzenia do samej siebie. Czuję, że wszyscy na mnie patrzą z odrazą.

Otoczenie

Przyjeżdżam na uczelnię. Nie cieszę się z widoku znajomych. W świetle dziennym idealnie widać każdą niedoskonałość, więc ciągle myślę o tym, co jest na mojej twarzy. Tam gdzie mogę, staram się zasłaniać ją włosami czy dłonią. Co chwilę łapię się na tym, że nieświadomie drapię pryszczę, zwłaszcza w sytuacjach stresowych. Czuję ogromny dyskomfort, a każda wizyta w toalecie tylko przypomina mi o tym, że fluid przestał działać, a spod niego wystają białe krosty.

Jestem obrażona na cały świat, jak najszybciej chcę wrócić do domu tak, aby nikt nie mógł mnie oglądać. Dopiero wieczorem decyduję się na wyjście z domu, bo wiem, że pod osłoną nocy moja skóra będzie wyglądać lepiej. Tak mniej więcej mijały moje poranki przez ostatnie 5 lat. Częste wizyty u różnych dermatologów, cotygodniowa zmiana kosmetyków, bo „nie służą”, nie pomagały.

Mój trądzik doprowadził do lęku społecznego, zerowej samooceny i ciągłego porównywania się do innych. A w głowie wciąż to samo pytanie „dlaczego ja, dbająca o skórę mam taki problem, a ona, nakładająca najzwyklejszy krem, nie ma ani jednego pryszcza na twarzy?”. Komentarze ludzi sprawiały, że czułam się coraz gorzej, zachowywali się tak, jakbym nie próbowała zrobić nic. „Może spróbuj mydła siarkowego.”, „Byłaś u dermatologa?”, „Pewnie wyciskasz te pryszcze i się roznoszą”.

Nie pamiętam momentu, w którym odpuściłam. Chyba po prostu się poddałam. Nagle zobaczyłam, że ta „rezygnacja” wyszła mi na dobre.

Skończył się mój przeciwtrądzikowy, mocny żel myjący, a ja starałam się jak najbardziej odwlekać w czasie zakup nowego. Chyba podświadomie wiedziałam, że kolejny kosmetyk będzie kolejną, złudną nadzieją. Twarz myłam bardziej delikatnym płynem do skóry suchej, który należał do mojej siostry. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale pewnego dnia zauważyłam, że moja cera wygląda jakby spokojniej. Zniknęły zaczerwienienia i było o kilka pryszczy mniej.

Szacunek

To był chyba moment, w którym uświadomiłam sobie, że mniej znaczy lepiej. Zaczęłam traktować moją skórę z szacunkiem. Po prostu przestałam się na nią złościć. Moje podejście do pielęgnacji znacznie się zmieniło. Pokornie czekałam na efekty. Zamiast chaotycznego nakładania różnorodnych kosmetyków na twarz, byleby tylko zniwelować niedoskonałości, dawałam czas produktom. Delikatnie i sumiennie wykonywałam oczyszczanie, tonizację i przestałam bać się kremów i serów. Takie dbanie o siebie i podejście do trądziku, jako do czegoś co jest MOJE, jest częścią MNIE i nie jest czymś, co należy zakrywać, sprawiło, że przestałam się go bać. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie jest to tylko problem skórny, ale dotyczy całego ciała.

Dieta

Jedząc ciężkie potrawy, dużo słodyczy i cukru, co wywoływało u mnie bóle brzucha, stan mojej cery także się pogarszał. Postanowiłam więc przyjrzeć się swojej diecie. Spisywałam codziennie to, co zjadłam i obserwowałam przez następne dni swoją skórę, to, czy boli mnie brzuch, czy występują jakiekolwiek wzdęcia i zaparcia. Dzięki temu mogłam wyeliminować te potrawy, po których jest mi źle i odżywiać się w sposób, moim zdaniem, najbardziej dla mnie odpowiedni.

Relaks

Zaczęłam też uczyć się relaksować. Może brzmi to banalnie, ale miałam ogromne trudności z psychicznym odpoczynkiem. Nie potrafiłam wyrzucić z głowy tego, co mnie trapi, nawet podczas czytania książki, czy oglądania filmu. Nieustannie spięte mięśnie w moim ciele błagały o rozluźnienie, a na skórze pojawiało się coraz więcej pryszczy, które były jak czerwone żaróweczki sygnalizujące nadmiar stresu. Wciąż się uczę relaksowania poprzez różne czynności takie jak joga, która trenuje umiejetność skupienia się na jednej rzeczy, kręcenie kosmetyków, czy gotowanie. Nie jest to łatwe, ale w dzisiejszym natłoku informacji, który do nas dociera, naprawdę warto nauczyć się skupiać na jednej czynności. Uważam, że właśnie to, jest drogą do psychicznego odpoczynku.

Akceptacja

Zrozumiałam, że stan mojej skóry nie zmienia tego kim jestem. To był ogromny krok w stronę akceptacji, nie tylko trądziku, ale całego swojego ciała. Oczywiście nie oznacza to, że NAGLE ten problem zniknął, a moja skóra stała się idealna. Moja samoocena nadal była niska i brakowało mi pewności siebie. Ale zaczęłam świadomą walkę. Był to pierwszy krok do tego, aby poczuć, że moje wewnętrze ja i moje ciało jest jednością. To, co dzieje się w środku, jest widoczne na zewnątrz.

Chciałabym Wam przedstawić to, jak poprzez pielęgnacje skóry, zrobiłam krok w stronę dbania o siebie. W następnych wpisach chcę opowiedzieć o konkretnych etapach pielęgnacji i dlaczego są ważne, zwłaszcza przy trądziku.

 

 

Autorka: Karina

Pasjonatka holistycznego podejścia w drodze do zdrowej skóry. Trądzikowa skóra twarzy wybrała dla niej bycie krytykiem pielęgnacyjnym, będąc najbardziej wybrednym tworem z jakim miała do czynienia. Na instagramie znajdziecie ją jako gazellecare.

Start typing and press Enter to search

Koszyk